Henryka Sławika życie na krawędzi

Data publikacji: 24 listopada 2014
Herb Powiatu Tarnogórskiego

Stało się już tradycją, że każde spotkanie działającego w Centrum Kultury Śląskiej Klubu „Pochwała inteligencji na Górnym Śląsku” nie tylko zaznajamia jego uczestników z omawianym tematem, ale budzi przy tej okazji głęboką zadumę i – nie zawsze wesołą – refleksję.


Stało się już tradycją, że każde spotkanie działającego w Centrum Kultury Śląskiej Klubu „Pochwała inteligencji na Górnym Śląsku” nie tylko zaznajamia jego uczestników z omawianym tematem, ale budzi przy tej okazji głęboką zadumę i – nie zawsze wesołą – refleksję.

Nie inaczej stało się na ostatnim już w tym roku spotkaniu, które odbyło się 20 listopada 2014 r., a zostało poświęcone Henrykowi Sławikowi, zwanemu polskim Wallenbergiem. Śląskiemu działaczowi socjalistycznemu, który w czasie II wojny światowej na Węgrzech jako przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Pomocy Polakom organizował życie polskich uchodźców i we współpracy z Józsefem Antallem Sr (członkiem władz węgierskich) ratował życie polskich Żydów. Jest wielkim paradoksem, że człowiek nieskończenie bardziej zasłużony w tej materii od rozsławionego przez film Spielberga Oscara Schindlera (Sławik uratował 3-4 razy więcej Żydów), pozostawał przez lata całkowicie nieznany.

I prawdę rzekłszy, niewiele brakowało, aby pamięć o nim pozostała szczątkowa. O Henryku Sławiku opowiadał w Centrum Kultury Śląskiej były ambasador RP na Węgrzech, dziennikarz i reżyser Grzegorz Łubczak, twórca fabularyzowanego dokumentu „Życie na krawędzi” (2014), który został wyświetlony w czasie spotkania Klubu PinGŚ (w filmie postać Sławika kreuje Krzysztof Globisz). O Sławiku Łubczak dowiedział się w 2001 r. od żydowskiego działacza Henryka Zvi Zimmermana, jednego z ocalonych, który współpracował na Węgrzech ze Ślązakiem. (To właśnie Zimmermanowi „polski Wallenberg” zawdzięcza tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata). Stało się to w okresie nagłośnienia sprawy Jedwabnego, gdy na Polsce ciążyło odium antysemityzmu. Zimmerman powiedział wtedy reżyserowi, że Polska ma ludzi bardzo zasłużonych dla ratowania Żydów, ale nie umie tego odpowiednio wykorzystać. Łubczak zainteresował się Sławikiem, ale zrobił to niemalże w ostatniej chwili przed śmiercią jego córki Krystyny i rok przed śmiercią Zimmermana. – Bez tych ludzi nie byłoby tej historii – powiedział. Ujawnił także fakt, że wprawdzie tuż po wojnie imieniem Sławika nazwano jedną z ulic Katowic, ale nazwa ta przetrwała zaledwie 3 dni (obecnie jest to ulica Zabrska), ponieważ jako działacz socjalistyczny reprezentował opcję niewygodną dla komunistów.

Sporą część spotkania zajęła mało na ogół znana, ale bardzo interesująca kwestia pomocy Węgrów dla polskich uchodźców. Wiele uwagi Łubczak poświęcił Józsefowi Antallowi Sr., który jest praktycznie równorzędnym bohaterem „Życia na krawędzi” (zagrał go Olgierd Łukaszewicz). – Właściwie nigdy nie odwdzięczyliśmy się za to Węgrom w sposób, na jaki zasługują – zauważył reżyser, ale dodał do tego gorzką uwagę, że i Izrael nie wspomógł go należycie przy realizacji filmu.
Po spotkaniu można było zakupić książkę byłego ambasadora „Henryk Sławik. Wielki zapomniany Bohater Trzech Narodów” i uzyskać autograf. Klub poprowadził jak zwykle Kamil Łysik.

Tekst i zdjęcia: CKŚ

Zadzwoń teraz